niedziela, 14 sierpnia 2016

Legion Samobójców




Tytuł: Legion Samobójców
Tytuł oryginału:  Suicide Squad
Reżyser: David Ayer
Data premiery w Polsce: 5 sierpnia 2016

Jak dobrze być złym… Zebrać drużynę złożoną z najbardziej niebezpiecznych pojmanych superprzestępców. Następnie przekazać im najpotężniejszą broń, jaką dysponuje rząd. Wreszcie wysłać ich na misję, której celem jest pokonanie tajemniczego, nieprzeniknionego bytu. Amanda Waller, oficer amerykańskiego wywiadu, doszła do wniosku, że do takiego zadania nada się jedynie zbieranina łotrów, którzy nie mają absolutnie nic do stracenia. Co zrobi Legion Samobójców, gdy jego członkowie zorientują się, że nie zostali wybrani dlatego, iż mają szansę wygrać, ale dlatego, że nikt nie będzie ich żałował, gdy poniosą klęskę? Czy dadzą z siebie wszystko, choćby mieli zginąć, czy będą walczyć o własne przetrwanie?

Ogromną ochotę na obejrzenie tego filmu zrobiły mi zwiastuny, które miałam wrażenie, że są wszędzie. W dodatku obsada też jest bardzo zachęcająca (oczywiście głównie zwrócili moją uwagę Will Smith - Deadshot, Jared Leto - Joker, Cara Delavinge - June Moone/Enchantrees), więc chyba nikogo nie zdziwi, że pójście do kina chodziło mi po głowie na długo przed premierą.

O czym dla mnie był ten film? Gdybym miała wskazać o czym był powiedziałabym tyle: o tym, że każdy ma swoją historię, coś na czym mu zależy i czegoś żałuje. 

Jestem osobą dość emocjonalnie podchodzącą do filmów/książek i często się przy nich wzruszam, ale komu nie robiło się przykro patrząc na Deadshota, który zobaczył kurtkę idealną dla jego córki i jedynie czego chciał po zakończonej misji to się z nią zobaczyć? Albo Harley jak płakała? Jak Katana rozmawiała z mieczem? A w momencie gdy próbowała nimi manipulować wiedźma? Nikt nie zwrócił uwagi na to czego pragnęli? Czego pragnął Diablo? No nie mówcie mi (tzn. piszcie), że naprawdę nie zwróciliście na  to uwagi...  

Historia mnie zafascynowała,  były momenty, w których się śmiałam ("Ja nie jestem brzydki, ja jestem uroczy" - Killer Croc) i takie, w których byłam bliska rozklejeniu się. Jednak żeby nie było tak kolorowo były postacie, które mnie irytowały od samego początku: Amanda Waller (Viola Davis), no co za beznadziejna baba, aż nie chce mi się o niej pisać. Zimna, bezwzględna, bez mrugnięcia okiem gotowa zabić, okazująca zero wdzięczności. I jeszcze Slipknot (Adam Beach), byłam bardzo zadowolona z faktu, że zginął na samym początku, bo od pierwszej swojej sceny (a było ich ok 4) go nie lubiłam. 

A teraz muzyka, moje serce zaczęło bić mocniej jak tylko usłyszałam Without Me Eminema i w sumie w tym momencie mogłabym zakończyć swoją wypowiedź, ale co z resztą? Moim zdaniem muzyka stanowiła świetne tło akcji i jej nie przytłaczała, w soundtracku znajdziemy m. in. Twenty One Pilots i Skrillexa i chociaż nie jestem fanką tego typu muzyki to całość wg mnie wypadła fajnie. 

Dlaczego film zbiera aż tyle złych recenzji? Sądzę, że szum, który zrobiono wokół niego sprawił, że ludzie zaczęli mieć co do niego zbyt wygórowane oczekiwania. Ja poszłam, żeby obejrzeć film i dobrze się bawić i dostałam czego chciałam.

Muzyka: 4/5
Bohaterowie: 4/5
Sceneria: 4,5/5
Ogólnie: 4/5


1 komentarz:

  1. W skrócie bardzo lubię ten film. Za obsadę, soundtrack (cover 'you don't own me oczarował mnie) i efekty specjalne. Natomiast wady są także, jak niespójność fabuły, przesadzenie niektórych wątków i słabe tempo akcji. Ale pójście na 3D wynagrodziło mi te niedociągnięcia. :)
    Pozdrawiam ciepło, Nat z natalie-and-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń