Moim naturalnym kolorem włosów jest ciemny blond, jakieś dwa lata temu zapragnęłam mieć na głowie ciemny rudy... Poszłam więc do drogerii i kupiłam farbę 24 mycia, firma Palette. Niestety nie pamiętam nazwy koloru jaki wybrałam. Wróciłam dumna z zakupu do domu i wybrałam ze swoim chłopakiem dzień, w którym będziemy mieli czas na przefarbowanie moich kłaków. Nadszedł dzień zmiany... Farba już nałożona na włosy, więc spokojnie czekam... Spłukałam i suszę...
Po wysuszeniu patrzę w lustro i nie wierzę w to co widzę: wyszedł piękny czerwony kolor. Byłam wściekła, ale stwierdziłam, że no trudno, jakoś przeżyję. W końcu kiedyś odrosną. Z racji tego, że miałam kilka ważnych okazji, na których raczej nie powinnam pokazywać się z odrostami, użyłam tej farby jeszcze dwa razy. Efekt? Włosy przesuszone, matowe i łamliwe. Odżywki i szampony do włosów farbowanych nie polepszyły ich kondycji nawet w najmniejszym stopniu. Poszłam do fryzjera zapytać czy da się zrobić coś, żeby jakoś pozbyć się koloru, ale jedyne co powiedział to: "czekać". Więc czekałam, a szczerze mówiąc nie było mi do twarzy w tym kolorze. Żeby szybciej pozbyć się tego pigmentu z włosów skróciłam włosy o jakieś 15-20 cm, ale i tak musiałam czekać.
Po wysuszeniu patrzę w lustro i nie wierzę w to co widzę: wyszedł piękny czerwony kolor. Byłam wściekła, ale stwierdziłam, że no trudno, jakoś przeżyję. W końcu kiedyś odrosną. Z racji tego, że miałam kilka ważnych okazji, na których raczej nie powinnam pokazywać się z odrostami, użyłam tej farby jeszcze dwa razy. Efekt? Włosy przesuszone, matowe i łamliwe. Odżywki i szampony do włosów farbowanych nie polepszyły ich kondycji nawet w najmniejszym stopniu. Poszłam do fryzjera zapytać czy da się zrobić coś, żeby jakoś pozbyć się koloru, ale jedyne co powiedział to: "czekać". Więc czekałam, a szczerze mówiąc nie było mi do twarzy w tym kolorze. Żeby szybciej pozbyć się tego pigmentu z włosów skróciłam włosy o jakieś 15-20 cm, ale i tak musiałam czekać.
W sierpniu (lub na samym końcu lipca) tego roku już nie wytrzymałam. Stwierdziłam, że nie mogę patrzeć na swoje płomieniście czerwone końcówki i znowu postanowiłam znaleźć jakąś farbę, tyle że w odcieniu zbliżonym do koloru swoich włosów. Znalazłam ją przypadkiem na promocji w supermarkecie. Farba Joanna Naturia 240 "Słodkie Cappuccino". Byłam przekonana, że moje włosy będą równie (a nawet bardziej) zniszczone jak po poprzednim kolorze, a tu jednak nie. Włosy ładnie się rozczesywały, nie były matowe, ani łamliwe. Bardzo miło mnie to zaskoczyło. W dodatku praktycznie nie było już śladu po czerwieni końcówek. Byłam zachwycona, dopóki nie wyszłam na słońce i nie zobaczyłam swojego odbicia w oknie samochodu... W cieniu normalny kolor taki średni blond, troszkę jaśniejszy od tego co miałam kiedyś, ale w słońcu... Miałam prawie marchewkowe kłaki... Byłam tak zdziwiona swoim odbiciem, że odruchowo rozejrzałam się, żeby sprawdzić czy to faktycznie ja. To byłam jednak ja. Szczerze mówiąc jakoś specjalnie mi ten kolor nie przeszkadzał, w zasadzie uważałam to za zabawne, niby blond a rudy.
Jakiś miesiąc temu znowu zmieniłam kolor włosów. Tym razem w moje ręce wpadła farba Palette H6 "Miodowy brąz". Znowu stała śpiewka: wybranie dnia, farbowanie, mycie, suszenie. Standard. Gdy już miałam suche włosy, jak zawsze spojrzałam w lustro i prawie zaczęłam skakać z radości. Kolor wyszedł taki jaki chciałam, chociaż przyznam, że mógłby być ciut ciemniejszy. Pierwszy raz tak naprawdę poczułam, że to jest mój kolor. Po farbowaniu włosy pozostały takie jakie były wcześniej, czyli większych zmian (tych na minus) nie odnotowałam. Na dzień dzisiejszy nie planuję zmieniać tej farby, ewentualnie będę szukać o ton, maksymalnie dwa ciemniejszy.
To był mój naturalny kolor włosów, zdjęcie zrobione za czasów gimnazjum:
Tutaj zdjęcie z sierpnia
I obecny kolor:
Niestety nie znalazłam zdjęć z okresu czerwonych włosów.
Muszę się już pożegnać, muszę uczyć się historii na jutro.
Pozdrawiam i dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz