Wczoraj gdy poszłam się przejść po korepetycjach zaczepiła mnie jakaś kobieta. Pogrążona w swoich myślach początkowo jej nie zauważyłam, ale zignorować się jej nie dało. Zaczęła mi opowiadać o sobie, o swoich dzieciach, że strach chodzić samemu, jeszcze zahaczyła o temat wyborów itp. Sposób jej mówienia i zachowanie sprawiło, że zaczęłam się czuć niekomfortowo i nawet odrobinę się bać.
Żałowałam, że zamiast iść od razu do szkoły postanowiłam poczekać na dziewczyny i połazić po sklepach (tak na marginesie w poniedziałki lekcje zaczynam od 11, a korepetycje o 8). Miałam cień nadziei, że ta kobieta pójdzie na przystanek który jest w inną stronę niż Carrefour, ale jednak nie, weszła ze mną do marketu, a ja czując już, że jej towarzystwo zaczyna mi coraz bardziej przeszkadza weszłam do Butiku, rzucając tylko życzliwy uśmiech i "do widzenia". Ale nie o to miało być tematem mojej pisaniny. Gdy przeprowadzała swój monolog (przerywany moim kiwaniem głowy i jej mrugnięciami do mnie jednym okiem) zwróciłam uwagę na jedno zdanie "dzisiaj nie można nikomu ufać, ale pani jest jeszcze młodziutka, więc pani nie wie". Miałam ochotę zapytać "to w takim razie dlaczego Pani ze mną rozmawia?". Dla mnie to jest trochę absurdalne, najpierw mówię, że nie wolno nikomu ufać, ale mimo to zwierzam się ze swojego życia przypadkowo spotkanej na ulicy osobie. Trochę to dziwne, przynajmniej dla mnie.
Żałowałam, że zamiast iść od razu do szkoły postanowiłam poczekać na dziewczyny i połazić po sklepach (tak na marginesie w poniedziałki lekcje zaczynam od 11, a korepetycje o 8). Miałam cień nadziei, że ta kobieta pójdzie na przystanek który jest w inną stronę niż Carrefour, ale jednak nie, weszła ze mną do marketu, a ja czując już, że jej towarzystwo zaczyna mi coraz bardziej przeszkadza weszłam do Butiku, rzucając tylko życzliwy uśmiech i "do widzenia". Ale nie o to miało być tematem mojej pisaniny. Gdy przeprowadzała swój monolog (przerywany moim kiwaniem głowy i jej mrugnięciami do mnie jednym okiem) zwróciłam uwagę na jedno zdanie "dzisiaj nie można nikomu ufać, ale pani jest jeszcze młodziutka, więc pani nie wie". Miałam ochotę zapytać "to w takim razie dlaczego Pani ze mną rozmawia?". Dla mnie to jest trochę absurdalne, najpierw mówię, że nie wolno nikomu ufać, ale mimo to zwierzam się ze swojego życia przypadkowo spotkanej na ulicy osobie. Trochę to dziwne, przynajmniej dla mnie.
Zaufanie samo w sobie, jest specyficzne. Budujemy je latami, a jedna chwila może sprawić, że zniknie i nigdy nie wróci. Bez zaufanie miłości nie ma, jest ono fundamentem związku i bez niego związek szybko się zakończy. Zastanawia mnie tylko dlaczego ludzie po latach bycia razem i obdarzania się miłością i zaufaniem, celowo całą tą więź niszczą: kłamiąc, zdradzając... Czy oni nie rozumieją, że gdy ktoś przejdzie przez takie coś, może nigdy nikomu nie zaufać? Bo będzie się bał, że znowu będzie przeżywał to samo? Chyba nigdy nie zrozumiem do końca ludzi i chyba przestanę się starać ich zrozumieć.
Na razie na tym zakończę.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz