sobota, 14 lutego 2015

Walentynki - czyli to czego nie obchodzę

Jest już Dzień Zakochanych... Szczerzę mówiąc, to jest jeden z tych dni, które mam na swojej czarnej liście Najbardziej Beznadziejnych Dni W Roku. Nie wiem jak Was, ale mdli mnie na widok tych wszystkich serduszek, przesłodzonych misiów, lizaków, kartek... Okropność! Jestem w związku, który trwa już ponad trzy i pół roku, a moje podejście do tego dnia nie zmieniło się ani trochę. Nawet Martyna się ze mnie śmiała, że jestem anty, ale prezent to chcę dostać. Jednak ja podchodzę do tego tak, że to jest taki pretekst do tego, żeby coś sobie nawzajem dać, zrobić dla siebie coś miłego i to tak, żeby to nie wyglądało podejrzanie.




Jednak ten dzień jest miły pod dwoma względami:


1. Urodziny mojej Mamy:

Jak dla mnie moja Mama jest najwspanialszą osobą na świecie. Jest nie tylko moją mamą, ale też najwspanialszą przyjaciółką. Zawsze mnie wspiera i wysłucha, jak krytykuje to nie robi tego w sposób bolesny czy złośliwy. Praktycznie wszystko co potrafię, to potrafię dzięki mamie. Uwielbiam robić z nią zakupy i w ogóle uwielbiam z nią przebywać.


2. Dostawanie prezentów.

Jest to miłe samo w sobie, bez względu na to czy są to Walentynki, urodziny czy Mikołajki. W zasadzie to właśnie dostałam swój prezent, jest to książka "Zniszcz ten dziennik" (tak zamiast uczyć się do matury to ja będę tworzyć) i słodka pluszowa krówka.






Krówka pozdrawia. 





P.S. Na 100 % pojawi się post o niszczeniu tej książki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz