Ten rok był dla mnie najgorszym w ciągu całego mojego dziewiętnastoletniego życia. Nie twierdzę, że gorzej już nie będzie, bo zawsze może być gorzej i zawsze może być lepiej. Jednak to był dla mnie rok pełen strachu, bólu i utraty marzeń i złudzeń. Było ciężko, bardzo ciężko i czuję, że ten rok będzie znacznie lepszy.
Styczeń, luty, marzec, kwiecień
Na początku roku dostałam do ręki arkusze matury próbnej i zniknęło moje przekonanie, że coś z tej matmy umiem. Może nie byłam rewelacyjna z tego przedmiotu, ale lubiłam matmę i nie miałam z nią większych problemów, jednak okazało się, że na 30% jest to stanowczo za mało. Więc od ręki zaczęłam szukać kogoś kto mógłby mi pomóc. Przez całe ferie siedziałam nad zadaniami po jakieś 8-10 godzin i czułam, że powoli tracę zdolność myślenia w inny sposób niż za pomocą obliczania funkcji kwadratowej, sumy ciągu i tym podobnych. A poza tym nauka na resztę przedmiotów, również na te, które nie miały dla mnie większego znaczenia, bo były to przedmioty dodatkowe, których nie zdawałam na maturze. Wyścig, a raczej rozpaczliwa próba wyciągnięcia ocen na jak najwyższe, była trudna, ale udało się zdobyć średnią ponad 4,6, a na koniec szkoły średniej to całkiem przyzwoity wynik. W między czasie moja koleżanka Daria przeprowadziła się do Szczytna i jakoś tak zrobiło się na korytarzu dziwnie zwyczajnie, nikt już nie miał różowych włosów... I przerażała mnie świadomość, że nie wiem co będzie dalej, czy dostanę się na studia, czy dam sobie na nich radę, czy znajdę pracę - zbyt wiele pytajników na raz.
Maj, czerwiec
Matura, czyli nerwy w strzępach, a wszystko po to żeby dostać kartkę A4 z wynikiem procentowym, na który mało kto patrzy i w żaden sposób nie odzwierciedla Twoich umiejętności. Mnie niestety z geografii nie udało się wstrzelić w klucz i mój wynik nie był dla mnie zadowalający. Niestety. Jednak dostałam się na swoje studia i świadectwo maturalne było potrzebne tylko do sprawdzenia czy podałam prawdziwe wyniki, czy też się gdzieś nie pomyliłam. Pod koniec maja miałam wizytę w Szpitalu Onkologicznym w Krakowie na badaniach. Rezonans magnetyczny to dziwne doświadczenie, z którego na szczęście nic nie wynikło. Pod koniec czerwca dostałam wyniki z matury, w sumie w czerwcu nic się nie działo.
Lipiec, sierpień, wrzesień
Miałam być szczęśliwa, a wyszło jak wyszło. Ten którego kochałam mnie zostawił dla dwa lata młodszej ode mnie dziewczyny. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Po czasie widzę, że powinnam była to zakończyć wcześniej, co najmniej miesiąc przed tym jak mnie zostawił. To w jaki sposób mnie traktował to nie było traktowanie osoby, z którą chce się być i którą rzekomo się kocha. Traktował mnie jak przedmiot, znudziłam się, więc mnie zostawił. W ciągu pierwszych tygodni przeszło mi parę razy przez myśl, żeby zniknąć z tego świata, jednak ciągle jestem. Wrzesień natomiast głównie skupiał się nad ekscytacją przed rozpoczęciem studiów i roznoszeniem C.V. jednak do tej pory nikt się odezwał. W ciągu tego okresu kolejny raz przekonałam się jak ważni w życiu są przyjaciele i rodzina. Oraz nauczyłam się, że wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas, bo gdybym faktycznie chciała stąd zniknąć to bym to zrobiła i rodzina czy przyjaciele nic by nie zrobili.
Październik, listopad, grudzień
Pierwszy zjazd, pierwsze zajęcia, wchodzę na salę, a tam on... Mój były. Siedzi, gapi się na mnie, głupkowato uśmiecha i kiwa mi głową. No chyba go... Udawałam, że go nie znam, nie widzę i ogólnie nie istnieje. Po pierwszym zjeździe zrezygnował, a ja odetchnęłam z ulgą, bo nie da się cały czas udawać, że się kogoś nie zna gdy grupa liczy 16 osób. Na studiach mam wzloty i upadki. Pani prowadząca zajęcia z anatomii ma system oceniania kolokwiów, którego nikt nie rozumie i ja osobiście mam do poprawy dwa kolokwia, które moim zdaniem napisałam na przynajmniej 3. Grudzień przyniósł mi trochę upragnionego spokoju, w końcu mam następny zjazd mam 15 stycznia. Mam chwilę by zająć się tym co sprawia mi przyjemność, chociaż ciągle wisi nade mną widmo tego, że całe święta i przerwę świąteczną powinnam się uczyć, powoli się zbieram do ruszenia notatek i podręczników, ale jakoś tak jak pies do jeża.
Oprócz ogromnych zmian w moim życiu nastąpiły spore zmiany w moim wyglądzie. Tego nie da się objąć w ramy czasowe, ale od lipca było takie wielkie START! Ścięłam włosy i schudłam. Jeżeli chodzi o to moje schudnięcie to po prostu zaczęłam mniej jeść. Inna sprawa, że przez dwa tygodnie nie jadłam zupełnie nic, bo nie byłam w stanie. To z pewnością nie było odpowiednie czy zdrowe zachowanie, ale to miało podłoże psychiczne. Poniżej umieściłam kilka zdjęć, pierwsze jest ze stycznia i jestem na nim z moją przyjaciółką z liceum, ja to ta po prawej stronie. Ostatnie zdjęcie to to jak wyglądam obecnie. Zdjęcia są kiepskiej jakości, ponieważ zrobiłam zrzuty z mojego profilu na Instagramie (zapraszam na profil i.am.gwendalia), pierwsze jest z profilu Marti.
Wow.. Naprawdę dużo przeszłaś.. Ale zawsze już będziesz mądrzejsza.. Pamiętaj.. Nigdy porażka, zawsze lekcja :) Dla mnie tez ten rok nie był najlepszy.. Ale nadal mam nadzieje, ze przyszły będzie lepszy.. Choć na to się nie zanosi.. W takim razie życzę Ci SZCZĘŚLIWEGO Nowego Roku, aby był on taki jakiego sobie wymarzyłaś, dużo cierpliwości, motywacji, optymizmu ( wiem, jest to trudne, bo sama jestem wieczną pesymistką..), radości, no po prostu wszystkiego co najlepsze :)
OdpowiedzUsuńPS: Wiedz, że dla nas jesteś najważniejsza i nic tego nie zmieni, zawsze będziemy z Tobą! :)
Trzymaj się!
Dziękuję, bardzo, bardzo dziękuję ♥ :*
UsuńNie chce sie rozpisywac i zanudzac Cie, ale powiem Ci, ze cala sila i moc jest w Tobie. I jesli w to uwierzysz to bedziesz mogla przenosic gory. Najwazniejsze to znajdz w sobie pasje i poswiec sie jej nie na 100% a na 1000%, tak by kazdy dzien byl dla Ciebie szczesliwy, pelen radosci, ciekawosci. A co do wygladu to na ostatnim Twoim zdjeciu (sylwestrowym) na Instagramie wygladasz olsniewajaco!!!!! Zycze Ci Wszystkiego Najlepszego w 2016.
UsuńPrzecież nie ma za co :) ~N
OdpowiedzUsuń